Choć dziś wywołuje uśmiech i nostalgię, Żuk był przez dekady prawdziwym koniem roboczym polskich dróg. Zaprojektowany z myślą o prostocie, trwałości i funkcjonalności, służył rolnikom, służbom ratunkowym i zwykłym obywatelom – od wielkich miast po najmniejsze wsie.
Narodziny legendy z Lublina
Żuk zadebiutował w 1959 roku, produkowany przez Fabrykę Samochodów Ciężarowych w Lublinie. Bazował na podzespołach Warszawy M-20, co czyniło go niezawodnym i łatwym w naprawie. Miał charakterystyczny, kanciasty wygląd, a jego wnętrze było bardzo proste – ale dokładnie tego potrzebowała ówczesna Polska.
Szybko zyskał popularność w wielu sektorach: jako auto dostawcze, wóz strażacki, ambulans, samochód pocztowy czy sklep objazdowy. Mimo że oficjalna ładowność wynosiła 900 kg, użytkownicy bez skrupułów ładowali na niego znacznie więcej – i Żuk dawał radę.
Z pola… do muzeum
Co ciekawe, nawet dziś niektóre egzemplarze Żuka wracają do życia. Jeden z nich przez 24 lata stał zapomniany w gospodarstwie rolnym, gdzie służył jako schowek na narzędzia i… kurnik. Dzięki pasjonatom motoryzacji został jednak odrestaurowany i odzyskał dawny blask. Dziś można go podziwiać w Muzeum Skarb Narodu jako świadectwo minionej epoki i trwałości polskiej techniki.
Żuk na zlotach i w sercach fanów
Choć produkcja Żuka zakończyła się w 1998 roku, nie zniknął on z naszej świadomości. Wręcz przeciwnie – stał się ikoną PRL-u i chlubą kolekcjonerów. Odrestaurowane egzemplarze pojawiają się na zlotach klasyków, często wzbogacone o nowoczesne elementy, jak wspomaganie kierownicy czy tuning wnętrza. Dla wielu to nie tylko samochód, ale kawałek historii, który warto zachować.
Żuk w liczbach:
- produkowany: 1959–1998
- wyprodukowano: ok. 587 tys. sztuk
- eksportowany do: Egiptu, Kolumbii, na Kubę i inne kraje
- dostępne wersje: dostawcza, osobowa, strażacka, sanitarna, sklepowa i wiele innych
Żuk to coś więcej niż pojazd – to symbol epoki, w której liczyła się prostota i niezawodność. Dziś wraca w nowej roli – jako klasyk i pamiątka po czasach, gdy liczyło się to, żeby „dało się naprawić młotkiem i drutem”. A jednak wciąż budzi podziw – za wytrzymałość, uniwersalność i ducha prawdziwego „polskiego transportera”.

