W lipcu 2025 roku wieś znów przemówiła donośnie – i nie były to ani dożynkowe śpiewy, ani protestacyjne trąby, lecz głos zdrowego rozsądku, który przebił się przez biurokratyczny zgiełk stolicy. „Nie chcemy jałmużny” – mówią rolnicy, komentując najnowsze propozycje pomocowe Unii Europejskiej i działania rządu. Słowa, które są jak kamień rzucony na polityczną taflę stagnacji. Bo w tym roku, bardziej niż kiedykolwiek, gospodarze mówią jednym głosem: chcemy normalności, uczciwych zasad gry i szacunku dla pracy, która karmi.
Na stole leży pakiet wsparcia – dopłaty, rekompensaty, pomoc kryzysowa. Problem w tym, że większość tych rozwiązań przypomina raczej plaster na złamanie otwarte. Zamiast realnych mechanizmów stabilizujących rynek, wieś dostaje zapomogi, których wysokość nie pokrywa nawet połowy strat. Rolnicy z regionów najbardziej dotkniętych skutkami suszy i inflacji porównują to do sytuacji, w której odciąga się spragnionego od studni, by nalać mu szklankę wody.
Szczególnie gorzkie słowa padły z ust rolników ze wschodu Polski – regionów, które na skutek zmian klimatycznych i rosnących kosztów produkcji rolniczej balansują na granicy opłacalności. Dla nich obietnice polityków brzmią coraz bardziej jak bajki z miasta, które nie zna rytmu dnia wyznaczanego przez rosę i zmierzch.
Rozdrażnienie rolników pogłębiła wypowiedź jednego z europosłów, który zasugerował, że „wieś i tak dostaje więcej niż miasta”. Tego typu narracja podsyca nie tylko konflikt społeczny, ale i zniechęcenie do całego systemu dopłat. Bo jak inaczej odebrać fakt, że środki wypłacane z Unii wciąż są blokowane przez biurokrację, a formalności przy każdej kampanii dopłat przypominają labirynt bez wyjścia?
Dziś, bardziej niż kiedykolwiek, rolnictwo potrzebuje strategii, a nie doraźnych paczek. Eksperci mówią wprost – bez reform Wspólnej Polityki Rolnej, bez wsparcia dla małych i średnich gospodarstw oraz realnej ochrony rynku wewnętrznego przed napływem towarów z Ukrainy czy Ameryki Południowej, wieś nie przetrwa. Zamiast konkursów na pomoc interwencyjną, potrzebny jest system ubezpieczeń, który chroni przed skutkami anomalii pogodowych. Zamiast ryczałtowych dotacji – zachęty do inwestycji i modernizacji.
Wieś nie prosi. Wieś ostrzega.
To nie bunt dla buntu. To głos sektora, który od lat trzyma na barkach bezpieczeństwo żywnościowe kraju. I jeśli ten głos znów zostanie zlekceważony, to prędzej czy później pola uprawne zamienią się w ugory – a wówczas nawet paczka z dopłatami nie pomoże, bo nie będzie komu jej dać.
Anna Miller

