Żniwa 2025 dobiegają końca, a zbożowe pola – jak Polska długa i szeroka – przeszły już pod rządy ścierniska. Choć kombajny jeszcze gdzieniegdzie posapują, na skupach emocje już opadły. Przyszła pora rozliczeń – nie tylko z naturą, ale i z rynkiem. A ten, mimo wcześniejszych nadziei, nie zagrał rolnikom do tańca.
Ceny pszenicy po żniwach – zimny prysznic dla optymistów
Jeszcze kilka miesięcy temu wielu liczyło, że pszenica powtórzy ubiegłoroczny scenariusz, kiedy ceny po żniwach powoli, ale wytrwale szły w górę. Tymczasem dane z lipca 2025 studzą nastroje: przeciętne ceny pszenicy konsumpcyjnej w skupach wahają się między 750 a 800 zł za tonę, podczas gdy pszenica paszowa spada lokalnie nawet poniżej 700 zł. To stawki, które nie dają powodów do radości – zwłaszcza w obliczu rosnących kosztów produkcji.
Eksperci PKO BP w najnowszej analizie prognozują, że do końca 2025 roku pszenica może kosztować mniej niż 850 zł za tonę. To istotna rewizja w porównaniu z wcześniejszymi prognozami, które zakładały wzrost nawet do 1000–1050 zł. Dla gospodarstw, które planowały zatrzymać ziarno w nadziei na drożejący rynek, może to oznaczać konieczność przemyślenia strategii.
Dlaczego taniej, mimo że wszystko drożeje?
Na pierwszy rzut oka sytuacja wydaje się paradoksalna. Koszty paliwa, nawozów, pracy i logistyki nie spadają. Zbiory – choć niezłe – nie są rekordowe. A mimo to ceny pszenicy nurkują. Powód? Rynek globalny.
- Spadek eksportu z Polski o ponad 30% w sezonie 2024/25.
- Silna konkurencja ze strony Rosji i Ukrainy, która zalewa Bliski Wschód i Afrykę tanim zbożem.
- Wzrost podaży z krajów Unii Europejskiej, które po zeszłorocznych stratach odbudowują zapasy.
- Stabilny kurs euro i dolara, który nie wspiera eksportu z Polski.
- Brak poważnych katastrof klimatycznych na półkuli północnej, które w przeszłości podbijały ceny.
Wszystko to powoduje, że rynek – mimo inflacyjnej rzeczywistości – chłodzi się jak ściany zbożowego silosu o świcie.
Trzymać czy sprzedawać? Dylemat każdego magazyniera
Wielu rolników znów stoi przed decyzją: sprzedać od razu, czy trzymać ziarno w nadziei na wzrosty? Dotąd strategia „przechowaj – zyskasz” miała sens, bo ceny w drugiej połowie roku często rosły. Ale dziś eksperci zalecają ostrożność. Niskie ceny mogą się utrzymać dłużej, a utrzymanie ziarna to też koszt: energii, przestrzeni i ryzyka strat jakościowych.
Warto rozważyć:
- Czy posiadamy odpowiednie warunki magazynowania?
- Czy nasza płynność finansowa pozwala przeczekać 3–5 miesięcy?
- Czy mamy alternatywy – np. umowy kontraktacyjne z młynami lub eksport przez pośredników?
Decyzja nie jest łatwa. Dla jednych gospodarstw lepsza będzie szybka sprzedaż i zamknięcie sezonu, dla innych – cierpliwa gra o wyższą stawkę.
Ceny nie tylko w liczbach – kontekst ma znaczenie
Warto pamiętać, że ceny to nie tylko wykresy i tabelki. To odzwierciedlenie polityki rolnej, geopolityki i klimatu. W 2025 roku kluczowe znaczenie mają:
- Zmiany w Zielonym Ładzie i unijnych dopłatach – ich kształt po lipcowych decyzjach KE może wpłynąć na koszt produkcji zbóż w Europie.
- Sytuacja na granicy z Ukrainą – napięcia handlowe i ewentualne decyzje o embargu mogą przewrócić rynek w kilka tygodni.
- Nowe regulacje dotyczące środków ochrony roślin – mogą zmienić wydajność i jakość upraw.
To wszystko sprawia, że rolnik 2025 roku nie jest już tylko producentem – staje się menedżerem ryzyka, który musi analizować nie tylko pogodę, ale i decyzje w Brukseli, Moskwie czy Kairze.
Wnioski: spokojne żniwa, niespokojna zima?
Z jednej strony – zbiory udane. Z drugiej – ceny niepokojąco niskie. Czy to zapowiedź dłuższej dekoniunktury? A może rynek złapie drugi oddech jeszcze przed zimą? Trudno dziś orzekać z pewnością. Ale jedno jest pewne: ten sezon nie wybacza pochopnych decyzji. Obserwacja rynku, analiza danych i elastyczne podejście do sprzedaży – to fundamenty przetrwania w 2025 roku.
Anna Miller

