Był jak most przerzucony nad rzeką historii – człowiek z jednej nogą w błocie wiejskiego podwórza, z drugą na betonowej posadzce zakładu przemysłowego. Chłoporobotnik – figura wyrastająca z powojennej Polski, łącząca w sobie dwa światy, które w PRL-u zderzały się równie często, jak współpracowały.
Korzenie zjawiska
Choć jeszcze w XIX wieku bieda i przeludnienie zmuszały osoby ze wsi do dorabiania poza gospodarstwem, prawdziwa era chłoporobotników nadeszła po 1945 roku. Państwo budowało fabryki szybciej niż mogło znaleźć dla nich pracowników, więc zapełniało je rękami z prowincji. W 1960 roku było ich już około 800 tysięcy, dekadę później – ponad milion. Dojeżdżali codziennie z wiosek, a rozwój transportu pozwalał im łączyć życie rolnika z pracą przy taśmie. W mieście zarabiali lepiej, na wsi taniej stawiali domy i korzystali z własnych plonów.
Nowe obyczaje w starych domach
Chłoporobotnicy wracali z miast nie tylko z wypłatą, ale i z nowymi przyzwyczajeniami. Ich zagrody rosły w piętrowe domy z łazienkami, a spiżarnie coraz częściej zapełniały się kupnymi produktami. Byli w awangardzie zmian konsumpcyjnych na wsi, choć w oczach wielu mieszczan wciąż pozostawali „obcymi” – nośnikami gwary, innych obyczajów i gustów, które łatwo wpadały w stereotyp „wieśniactwa”.
Napięcia i pretensje
Spotkania tych dwóch światów bywały burzliwe. W czasach kryzysów zaopatrzeniowych rodziły się zarzuty, że chłoporobotnicy „opróżniają półki” i zaniżają jakość pracy. W 1959 roku w Częstochowie padły nawet postulaty, by wrócili do swoich pól. Nawet władze, jak premier Piotr Jaroszewicz w 1976 roku, głośno krytykowały porzucanie hodowli, dawniej tak charakterystycznej dla małych gospodarstw.
Zmierzch symbolu PRL-u
Historycy w latach 80. sądzili, że chłoporobotnik zostanie na stałe w krajobrazie społecznym. Jednak po 1989 roku fabryki zaczęły się zamykać, a w pierwszej kolejności zwalniano właśnie tych, którzy nie byli związani z nimi na pełen etat. W efekcie postać, tak typowa dla PRL-u, zniknęła szybciej, niż przewidywano.
Dziedzictwo i pamięć
Chłoporobotnik był dzieckiem epoki industrializacji, planów centralnych i niedoborów. Wniósł na wieś fragment miejskości, a do języka – materiał na żarty, stereotypy i filmowe sceny, jak te z „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” Barei. Dziś jest symbolem pewnego kompromisu – niełatwego, ale ważnego – między Polską rolną a uprzemysłowioną, między furmanką a tramwajem.
Anna Miller

