W Polsce coraz częściej spotykamy się z sytuacją, że ogromne areały ziemi rolnej należą do osób lub instytucji, które tak naprawdę nie zajmują się uprawą roli ani hodowlą zwierząt. Takie wielkie posiadłości nazywamy latyfundiami. To zjawisko budzi coraz więcej pytań, zwłaszcza jeśli chodzi o przyszłość polskiego rolnictwa.
Czym są latyfundia?
Latyfundia to po prostu duże obszary ziemi, które często są w rękach pojedynczych właścicieli lub instytucji. W Polsce sporo takich ziem posiada na przykład Kościół — diecezje mają tysiące hektarów, wartych setki milionów złotych. Te tereny to zarówno pola uprawne, łąki, pastwiska, jak i nieużytki, które mogą służyć różnym celom — także inwestycyjnym.
Kto jest „aktywnym rolnikiem”?
Z prawnego punktu widzenia „aktywnym rolnikiem” jest ktoś, kto faktycznie prowadzi gospodarstwo, czyli uprawia ziemię lub hoduje zwierzęta. Problem w tym, że niektórzy właściciele dużych gospodarstw nie zajmują się rolnictwem, a mimo to korzystają z przywilejów przysługujących rolnikom, takich jak dopłaty czy korzystniejsze kredyty.
Dlaczego to ważne?
Rosnące latyfundia mogą być niekorzystne dla mniejszych, tradycyjnych gospodarstw rolnych. Kiedy duże tereny skupują podmioty, które nie prowadzą produkcji rolnej, ziemia staje się mniej dostępna dla młodych czy początkujących rolników. To może powodować, że wieś będzie się wyludniać, a rolnictwo stanie się coraz bardziej skoncentrowane w rękach nielicznych.
Aby zmienić ten stan rzeczy, potrzebne są zmiany w przepisach – przede wszystkim jasne określenie, kto powinien być uznawany za aktywnego rolnika, a także lepsza kontrola nad tym, kto i w jakim celu nabywa ziemię rolną. Dzięki temu możliwe będzie wsparcie mniejszych gospodarstw i zachowanie równowagi w polskim rolnictwie.

