Od 1 stycznia 2026 roku każda osoba stosująca środki ochrony roślin w gospodarstwie – niezależnie od wielkości czy rodzaju uprawy – będzie zobowiązana do prowadzenia elektronicznego rejestru zabiegów chemicznych. To element nowej Wspólnej Polityki Rolnej (CAP), ale też kolejna odsłona unijnej wizji „zrównoważonego rolnictwa”. W praktyce – więcej klikania, mniej dowolności. „Rejestr” brzmi niewinnie, ale niesie ze sobą ogromny ładunek polityczny i kulturowy. To narzędzie, które z jednej strony może ucywilizować rynek pestycydów, z drugiej – dokręcić śrubę tym, którzy i tak działają na granicy opłacalności.
Wszystko w jednym systemie
Centralny System ewidencji zabiegów chemicznych ma umożliwić państwu – a docelowo także instytucjom unijnym – wgląd w to, co dzieje się na polu. A dzieje się przecież sporo: środki ochrony roślin, nawozy, środki wspomagające, adiuwanty. Rejestr ma być na bieżąco aktualizowany – z datą, dawką, celem i wskazaniem konkretnej substancji czynnej. Dane będzie można wprowadzać przez aplikację mobilną, stronę internetową lub przez oprogramowanie firm trzecich, które zostanie zintegrowane z systemem.
Brzmi jak cyfrowa rewolucja – i rzeczywiście, w warstwie deklaratywnej chodzi o cyfryzację i lepsze monitorowanie tego, co trafia do gleby i wody. Ale po drugiej stronie ekranu są ludzie, którzy – zamiast obrócić pryzmę obornika – będą musieli najpierw zarejestrować to w systemie.
Krok ku Zielonemu Ładowi, czy w stronę Zielonego Paragrafu?
Unia Europejska od dawna mówi o potrzebie redukowania zużycia pestycydów, a jeszcze głośniej – o konieczności przejrzystości. Argumentem za rejestrem ma być właśnie transparentność – konsument ma prawo wiedzieć, czym traktowane są rośliny, które trafią na jego talerz. Tylko że w praktyce takie regulacje uderzają głównie w drobnych rolników, którzy nie dysponują sztabem doradców i księgowych. W nowej rzeczywistości cyfrowy błąd może kosztować więcej niż błąd agrotechniczny.
Co więcej – ewidencja ta ma być powiązana z systemem kontroli i z oceną ryzyka środowiskowego. To nie tylko katalog działań, ale narzędzie do oceny, kto działa zgodnie z „zielonym duchem”, a kto odstaje od unijnych wyobrażeń o nowoczesnym gospodarstwie. Niewykluczone, że z czasem dane z rejestru będą wpływać na przyznawanie dopłat czy premiowanie bardziej ekologicznych praktyk.
Wprowadzenie systemu wywołuje zrozumiały niepokój w środowisku rolniczym. Część organizacji rolniczych już dziś alarmuje, że to kolejna warstwa biurokracji na barkach producentów żywności. Nawet ci, którzy nie kwestionują potrzeby rejestracji, podnoszą problem „stopniowego gotowania żaby” – obowiązki dokłada się kawałek po kawałku, aż całość przestaje być do udźwignięcia.
Nie bez znaczenia jest też czas wprowadzenia – 2026 rok wypada niemal równo z połową nowej perspektywy WPR i z końcem obecnej kadencji Komisji Europejskiej. Część obserwatorów odczytuje ten ruch jako próbę „zabetonowania” części założeń Zielonego Ładu, niezależnie od politycznych turbulencji. Rejestr może stać się narzędziem oporu lub sprzeciwu wobec niepożądanych trendów – albo, przeciwnie, wejściem w bardziej kontrolowany model produkcji rolnej.
Pestycyd pod kontrolą – i pod obstrzałem
Nie sposób uciec od pytania, czy więcej danych równa się lepsza kontrola. Albo czy cyfrowy nadzór nad zabiegami chemicznymi poprawi sytuację środowiskową. Rolnicy – jako ci, którzy codziennie obcują z ziemią – są z reguły pragmatyczni. Wiedzą, że mniej środków to mniej kosztów, ale i więcej ryzyka. A decyzja o tym, kiedy i czym pryskać, nie zawsze poddaje się algorytmom.
Z drugiej strony, nie można już zamykać oczu na skutki niekontrolowanego użycia chemii – zarówno dla środowiska, jak i zdrowia ludzi. Woda gruntowa, owady zapylające, odporność chwastów – to realne zagrożenia, które wymagają odpowiedzi. Pytanie tylko, czy odpowiedzią powinna być cyfrowa inwigilacja pola, czy raczej budowanie zaufania i systemu doradztwa, który pomoże rolnikowi, a nie go zagnie.
Na koniec – pytanie, którego nikt nie zadaje wprost:
Czy rejestr zabiegów chemicznych to próba ucywilizowania relacji między człowiekiem a przyrodą, czy raczej kolejne narzędzie nadzoru w epoce rolnictwa pod linijkę?
źródło zdjęcia: https://pixabay.com/pl/photos/natura-krajobraz-pole-pole-zbo%C5%BCa-5168551/
Anna Miller

