Rolnicy w UE biją na alarm – unijne zakazy stosowania wielu substancji ochrony roślin stawiają ich pod ścianą. Jeszcze niedawno wystarczały 2–3 opryski, by chronić uprawy, dziś często potrzebnych jest nawet 8 zabiegów, żeby utrzymać plony na akceptowalnym poziomie. To jak orka bez końca – zamiast odpoczynku, wzmożona praca, więcej paliwa, więcej roboczogodzin, a ciągnik pędzi od pola do pola – i to nie w żniwa, lecz w środku sezonu.
Z danych Czeskiej Izby Rolniczej wynika, że z 1465 dotychczas dopuszczonych chemicznych środków ochrony roślin zakazano aż 974, co wyłączyło spod ręki rolnika niemal 2/3 arsenału. Gif surowej polityki, brak skutecznych zamienników powoduje, że szkodniki coraz trudniej ujarzmić, a odporność rosną – jak chwasty w polu – z dnia na dzień. Szybsze zużycie sprzętu, rosnące wydatki, malejąca rentowność – to nie planuje się, to dzieje się na naszych oczach.
Gdy ceny zbóż idą w górę, rolnik odczuwa ulgę – ale dziś rządzi królik w kapuście: jeśli Bruksela pozbawia pola ochrony, to i plonów może zabraknąć. Minister rolnictwa Czech, Marek Výborný, woła więc do Komisji: dajcie czas przejściowy, dopuszczajcie zamienniki, wspierajcie praktyczne rozwiązania. Wsparcie to fakt – jego apel poparło już 21 państw członkowskich, co dowodzi, że to nie lokalna usterka, lecz poważny wstrząs dla rolnictwa całej UE.
Najbardziej zagrożone są uprawy wymagające – warzywa, owoce, buraki cukrowe czy chmiel – gdzie bez intensywnej ochrony nie ma mowy o sensownych plonach. To jak plon na jałowej glebie – bez życia, bez perspektywy. Rolnicy rezygnują, zamieniając pola na prostsze zboża, bo boją się, że podjęte ryzyko przyniesie straty i puste ręce.
Choć Europejski Zielony Ład i presja klimatyczna są nieuniknione, polityka ochrony roślin powinna iść ręka w rękę z realnym wsparciem – nie tylko frazesami o ochronie środowiska. Bez dostępu do dopuszczonych i skutecznych środków, europejskie rolnictwo może utknąć w martwym punkcie, a UE – stracić konkurencyjność na globalnym rynku.
Jeśli KE nie pójdzie rolnikom na rękę, coraz więcej gospodarstw może wycofać się z produkcji trudniejszych upraw – kosztem bioróżnorodności, bezpieczeństwa żywnościowego i jakości produktów. Pora, by od frazeologicznych siewów przejść do konkretów – wsparcia, badań nad metodami biologicznymi i sprawnego dopuszczania zamienników. Tylko tak rolnictwo UE nie zostanie zagonione w kozi róg.
Justyna Walewska

