W pszczelarskim kalendarzu nie ma miesiąca, w którym nie wracałoby widmo Varroa destructor – roztocza, które jak cichy złodziej podkrada siły rodzinom pszczelim, prowadząc do ich przedwczesnego starzenia i spadku produkcji miodu. To wróg nie tylko podstępny, ale też wyjątkowo odporny. Nic dziwnego, że walka z varrozą staje się jednym z kluczowych tematów polskiego i europejskiego pszczelarstwa – nie w teorii, lecz w codziennym znoju pasieczników.
Polska Izba Miodu bije na alarm: choroba wciąż zbiera żniwo, a jednocześnie wielu pszczelarzy trwa przy starych, nieskutecznych schematach leczenia. Tymczasem roztocze to nie rywal do jednorazowej potyczki, ale przeciwnik, który uczy się człowieka szybciej, niż człowiek uczy się natury. Stąd rosnące znaczenie edukacji – nie tylko w zakresie rotacji preparatów i metod, ale także diagnostyki pasiecznej i monitoringu skuteczności terapii. W świecie, gdzie substancje czynne działają krócej niż sezon, a oporność pasożyta rozwija się błyskawicznie, tylko mądra strategia może zapewnić realne wsparcie pszczelim rodzinom.
Na szczęście polskie pasieki coraz częściej idą w stronę zrównoważonej gospodarki hodowlanej. Coraz głośniej mówi się o hodowli pszczół odpornych na warrozę – nie jako utopii, ale jako realnej alternatywie. Wzorując się na programach europejskich, polscy hodowcy podejmują próby selekcji pszczół wykazujących instynkt higieniczny (tzw. VSH – Varroa Sensitive Hygiene), czyli zdolność do rozpoznawania i usuwania zainfekowanego czerwiu. To nie czary, to efekt cierpliwej pracy pokoleń pszczelarzy i genetyków, którzy – niczym hodowcy ras koni – selekcjonują linie zdolne nie tylko do produkcji, ale i przetrwania.
Niemniej, choć hodowla pszczół odpornych daje nadzieję, nie zwalnia to nikogo z obowiązku troski o bieżące zdrowie rodzin. Pojawiają się głosy nawołujące do systemowego wsparcia dla gospodarstw wdrażających zintegrowane metody kontroli warrozy – łączące zabiegi biotechniczne, środki weterynaryjne i praktyki ograniczające reinfekcję. Do lamusa powinno odejść przekonanie, że wystarczy jeden oprysk i po sprawie. Takie myślenie to prosta droga do kolapsu rodziny w środku sezonu.
Dziś już wiemy: varroza nie odpuszcza. To nie gość, którego da się raz na zawsze wygonić z ula. To raczej nieproszone sąsiedztwo, z którym trzeba nauczyć się żyć – mądrze, z dyscypliną i szacunkiem do biologii pszczoły. Pszczelarz przyszłości to nie tylko miłośnik miodu, ale i strateg, analityk, czasem też – niestety – lekarz reanimujący osłabione kolonie. A pasieka staje się polem ciągłej kampanii obronnej, gdzie z jednej strony mamy siły natury, a z drugiej – ograniczone możliwości interwencji człowieka.
Cezary Majewski

