Na rynku trzody chlewnej znów poruszenie – ceny warchlaków, zarówno krajowych, jak i importowanych, kontynuują swój spadkowy trend. Rolnicy już nie tylko drapią się w głowę, ale i zaczynają kalkulować, czy dalsze inwestowanie w chów tuczników w ogóle ma sens. A że od ceny warchlaka zaczyna się cały cykl produkcyjny, to i całe gospodarstwa stają na rozdrożu. Czy to tylko chwilowa zadyszka rynku, czy zapowiedź głębszych zmian strukturalnych?
Według danych z połowy lipca 2025 roku, notowania warchlaków importowanych zanurkowały nawet o 20 zł za sztukę względem poprzedniego tygodnia. Średnia cena dla partii duńskich o wadze 30 kg wynosiła 372 zł/szt., a w przypadku niemieckich – 355 zł/szt. Jeszcze kilka tygodni temu te same prosiaki kosztowały odpowiednio ponad 390 zł i 370 zł. Jeszcze gorzej mają się ceny warchlaków krajowych – tu średnia spadła do około 330–340 zł/szt., a w niektórych regionach cena zbliża się niebezpiecznie do granicy opłacalności.
Spadki te nie są dziełem przypadku. Eksperci wskazują na rosnącą podaż przy jednoczesnym schłodzeniu popytu – zarówno w kraju, jak i na rynku unijnym. Na południu Europy fala upałów ograniczyła apetyt na mięso wieprzowe, a na północy – chłodniejsza wiosna przełożyła się na słabszy cykl produkcyjny, który teraz odbija się echem. Do tego dochodzi niepewność związana z przyszłością dopłat i norm środowiskowych, które już od 2026 roku mają być zaostrzone – a to studzi zapał wielu hodowców do zwiększania obsady.
Rolnicy – niczym w starym porzekadle „w marcu jak w garncu” – żyją w nieustannym stanie niepewności, gdzie ceny, regulacje i prognozy zmieniają się jak kierunek wiatru na polu. Niby warchlaki tańsze, więc teoretycznie można kupić więcej. Ale jednocześnie koszty tuczu – od paszy po energię – nie spadają w tym samym tempie. Przewidywanie opłacalności staje się grą w ciemno, a każda decyzja może przynieść albo zysk, albo bolesną stratę.
Na tym tle powraca pytanie o przyszłość krajowego modelu produkcji wieprzowiny. Czy nadal będziemy w większości opierać się na imporcie warchlaków z Danii czy Niemiec, czy może w końcu wrócimy do silniejszej pozycji własnych stad podstawowych? Bo choć taniość zawsze kusi, to zbyt duże uzależnienie od zagranicy niesie ryzyko – jak pokazały to zresztą niedawne zawirowania transportowe czy choroby zwierząt na zachodzie Europy.
Tegoroczna sytuacja pokazuje też, jak bardzo rynek trzody stał się systemem naczyń połączonych. Każde drgnięcie w jednym jego fragmencie – czy to w cenach pasz, czy w polityce klimatycznej – natychmiast odbija się na całym łańcuchu wartości. A warchlak, będący pierwszym ogniwem w tym łańcuchu, staje się barometrem nastrojów – zarówno gospodarczych, jak i emocjonalnych.
W lipcu 2025 roku jedno jest pewne – hodowcy znów muszą wykazać się nie tylko rolniczą zapobiegliwością, ale i ekonomiczną intuicją. Bo choć teraz może się wydawać, że tanie warchlaki to okazja, to już za miesiąc może się okazać, że były one tylko przynętą w grze o wyższe stawki pasz i niższe ceny tuczników. Rynek nie raz już pokazał, że potrafi zaskoczyć – jak nie chwycisz steru na czas, zdmuchnie cię z kursu.
Cezary Majewski

![Warchlaki tanieją – czy to zwiastun większych zmian w trzodzie? [2025]](https://ecorolnik.pl/wp-content/uploads/2025/07/Zrzut-ekranu-2025-07-20-124001.png)